Blog

Moje „slow life”

 

Ostatnio miałam okazję czytać nawet całkiem ciekawy artykuł o "slow life", bardzo moim zdaniem na topie, bo przecież to życie nam pędzi strasznie a my jeszcze mocniej za nim gonimy.

Ja też gonię, choć do tej pory myślałam, że nie aż tak bardzo….. Nic bardziej mylnego. A zrozumiałam to wczoraj na lotnisku. Oj piękny był to dzień lotniczy,…ale pokolei.

Wszystko zaczęło się jeszcze w pracy kiedy z okna mojego pokoju dane mi było podglądać treningi GA Żelazny…oczywiście mojej ukochanej.

Oj jak Panowie szaleli na tym niebie…słowami się tego opisać nie da, to po prostu trzeba zobaczyć.

Niby te same figury i układy, niby już kilkukrotnie oglądane, ale wciąż powodują te same emocje, te same wrażenie. Ponownie zachwycają i powodują, że krew w żyłach płynie szybciej.

W obliczu tak pięknych widoków z okna nie mogłam po pracy nie wsiaść w moją LadyD. i pojechać tam do nich na Ligowiec. I ta właśnie wizyta była pewnym punktem zaczepienia i odniesienia bo….dawno się tak zrelaksowana nie poczułam. Dotarło do mnie, że zbyt mało ostatnio zrobiłam rzeczy tylko dla siebie.

No bo praca, dom, działka i dłubanie stron (i ciągłe o nich myślenie, co jeszcze zrobić, jak zrobić, o czym pamiętać) to jest też jakaś przyjemność, ale również potrafii to zmęczyć. A mnie szczególnie właśnie zmęczyło ostatnio siedzenie w domu i dłubanie w stronach. Zbyt dużo po prostu było takich dni, kiedy nie tylko pogoda (choć dość mocno) nie pozwalała ruszyć się z domu.

Po wczorajszym wyjeździe uzmysłowiłam sobie, że jednak muszę sobie co jakiś czas fundować takie wycieczki, bo zwyczajnie moja psychika (choć ostatnio na prawdę w dużo lepszej kondycji) tego potrzebuje.

Szkoda tylko, że obudziłam się tak zdecydowanie już w momencie kiedy najlepszy czas w przyrodzie powoli przemija…no, ale ….zawsze jest nadzieja najpierw na złotą, polską jesień a potem na odrobinę bieli w krajobrazie :))))))

Możliwość komentowania Moje „slow life” została wyłączona